Tak, ale nie są w stanie wydawać książek, za długo to tam trwa, 3-4 lata czekania
Tom
Tomasz,
Lotnictwo nie lubi fuszerki.
To nie są książki np. Kalicińskiej, które można sklejać w porywach w miesiąc (też produkowaliśmy więc mamy doświadczenie).
Pierwsza wydana lotnicza pozycja (którą współtworzyłeś, wiec wiesz jak było) zajęła około 4 tys. roboczogodzin pracy osób zaangażowanych na otrzymanych materiałach, aby nabrało to ostatecznej formy.
To 2 roczne etaty. Jedna z dwóch najbliższych planowanych pozycji (ta do której pijesz o tych 3-4 latach czekania - już ok. 1800 h, co nie jest kosmiczną ilością, biorąc pod uwagę, że Autorowi jej napisanie zajęło 47 lat - od 1965 do 2012 r., i co niestety było widoczne i bardzo utrudniało pracę redakcyjną). Nadal jest (i finalnie będzie) daleka od doskonałości, ale mimo to zmierza do finału.
Sam wiesz jaką bolączką było rzetelne ustalenie pełnych danych historycznych (np. imion pilotów) do tych ledwie kilku załączników do książeczki nad jaką ostatnio też dla nas działałeś (ta też będzie wkrótce).
Niestety, brak jest chętnych redaktorów, pracujących za wynagrodzenie w postaci satysfakcji (o sprzedawalnych nakładach w branży masz rozeznanie dużo lepsze niż ja), wysokowykwalifikowanych technicznie w temacie (by nie przeczytać potem z osłupieniem np. o ładownicy zamiast lądowniku... itd. - do niewykwalifikowanych w temacie już się zraziłem) i równie wyedukowanych historycznie (by uniknąć np. Górskiej Szkoły Szybowcowej w Żorach), którzy ogarnęliby temat prowadząc go do finału szybciej, lepiej, skuteczniej i bez większych błędów (!) - przecież to nie są książki, które przeczytasz, zapomnisz i wywalisz, a takie, do których jednak sporo osób z tego co wiem czasem zagląda, a niektórym służą nawet jako referencja - jakieś źródło wiedzy czy to technicznej czy historycznej.
M.B.