Po drugie:
Wszystkim właścicielom prywatnych szybowców polecam tę właśnie drogę, pod warunkiem, że mają odpowiednią wiedzę, umiejętności i warunki, aby te czynności obsługowe wykonywać samodzielnie.
I tu pojawia się pytanie, ilu właścicieli posiada odpowiednią wiedzę, umiejętności i warunki, aby te czynności obsługowe wykonywać samodzielnie.
Tu jest clou programu... Znam wielu właścicieli, którzy zdają sobie sprawę ze swoich umiejętności (a raczej ich braku) i powierzają prace fachowcom.
Ale tez jest kilku, którzy "wiedza lepiej"... takie Janusze szybownictwa. Tych się boje, tak samo jak tego, ze kacap nie wyłapie ich kardynalnych błędów.
Nawet będąc mechanikiem, z odpowiednia wiedza i umiejętnościami, pewne rzeczy obsługowe zlecam, bo po prostu nie mam warunków.
I nie będę żałował paru stówek Gniewkowi czy Malarowi, bo choc umiem cos zrobić, to nie mam czasu albo/i miejsca...
Po trzecie:
Uważam za całkowicie bezsensowne rejestrowanie szybowców na Niemieckie znaki, przez Polskich właścicieli.
Na podstawie własnego doświadczenia, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że ULC w chwili obecnej ma całkiem "przyjazną twarz", nie wspominając nawet o kosztach, cała ta sprawa kosztowała mnie niecałe 100,-zł !!!
Pierwsze koty za ploty. Albo trafiłeś na inspektora, który zna się na rzeczy, albo na takiego, który nie miał pojęcia co robi, wiec nie robił problemow, bo dostali bure po przygodach Karola.
Doświadczenia nabierzesz po ok. 5 razie. Teraz to się kwalifikuje pod przypadek.
Nie mam nic przeciwko polskiemu nadzorowi, ale jakoś mi się tam nie spieszy.
Od 1999 roku mam takie zdanie, uprzedzając pytania. Po nadaniu klasy, 2 uczniów-pilotów odkryło pękniętą dźwignię od hamulców w pierwszej kabinie Bociana. Po oblocie. Po przystawieniu pieczątki. Przed samodzielnym lotem ucznia...
Nie to, żeby Prüferzy nie robili błędów, ale skala jakby mniejsza.
Gratuluje pierwszej nadanej klasy i bezpiecznego latania!
pozdr
Dino