Dyskusje w sprawie wpisów, poświadczeń, zaświadczeń, czy innych pieczątek w naszych aeroklubowych realiach budzą we mnie spore zainteresowanie od czasu, jak pierwszy raz pojechałem latać za granicę i okazało się, że cały świat bez tego żyje i ma się całkiem dobrze.
Jeśli mowa o sprzęcie aeroklubowym to zgoda - jako właściciele sprzętu mogą sobie wymyślać co chcą, żeby Ci go udostępnić. Takie ich prawo. Jak powiedzą, że do latania w danym miejscu na ich sprzęcie jest niezbędne poświadczone notarialnie zaświadczenie od fryzjera o odbyciu strzyżenia w ciągu ostatnich 14 dniu - ich prawo.
Ale w kwestii sprzętu prywatnego obchodzą Cię przepisy prawa i uprawnienia wynikające z licencji. W przepisach nie ma czegoś takiego jak laszowania, uprawnienia do żagla, czy inne takie wynalazki. Masz licencję, masz uprawnienia wpisane do tej licencji, masz szybowiec, ubezpieczenie i latasz. Robisz to wszystko na własną odpowiedzialność.
Czy mając wylatane 100h w Alpach pilot naprawdę musi powisieć te kilka godzin na Magurce i dostać wpis do książki, żeby mógł tam sam bezpiecznie latać? No bez żartów... U nas najchętniej to by zrobili uprawnienie na wszystko. Niedługo będziesz musiał mieć wpis w książce pilota, żeby się móc odlać w gruchę w czasie lotu...
Gdybym miał zaraz zostać pożarty przez zagorzałych fanatyków pieczątek i starego systemu, to dodam tylko, że nie uważam że wysyłanie świeżego pilota na długim jantarze na żagiel jest dobrym pomysłem. Chodzi mi tylko o to, że naprawdę nie potrzebujemy pieczątki i poświadczenia na wszystko. Czasem wystarczy odrobina zdrowego rozsądku.
Pozdrawiam,
Kuba