„Pytanie jak zmusić nas wszystkich do myślenia i jak przekonać wszystkich, że te wypadki mogą się przydarzyć każdemu?”
Pewnie na to pytanie nie będzie łatwo odpowiedzieć. Kilka lat temu w trakcie zawodów w Ostrowie, z uwagi na wcześniejsze wypadki na zawodach w Pile, temat bezpieczeństwa lotów, zachowania separacji, obserwacji przestrzeni, nie robienia małpich ruchów itd. był naprawdę poważnie i rzetelnie omawiany na każdej odprawie. Pokazywane były logi szybowców, które się do siebie nadmiernie zbliżały, zdarzyły się też samokrytyki, zarówno na forum ogólnym jak i przy wieczornym piwie.. I co – i nic!! W połowie zawodów doszło do zderzenia dwóch szybowców, na trasie, w mało tłocznym kominie, w walce o lepsze wycentrowanie komina...
W tym samym (a może w kolejnym) roku na zawodach w Lisich temat bezpieczeństwa też był na samym topie. Znowu bardzo na serio, znowu bardzo profesjonalnie. Flarmy już obowiązywały. I co – i znowu nic. Krążysz w kominie (drugi czy trzeci komin na trasie), trzymasz swoje miejsce na obwodzie i nagle słyszysz jak zaczyna wydzierac się Flarm, a po chwiii wdzisz nad głową brzuch innego Jantara. Mój Flarm wył, jego pewnie też, ale po zachowaniu tego drugiego nie było widać, żeby się tym przejął i szedł po stycznej w moją owiewkę... I musisz wiać z komina, żeby się z nim nie spotkać... Zapamiętałem znaki i chciałem następnego dnia pogadać o tym na Gridzie, ale było ciężko, bo gość cały czas paradował w słuchwakach i radośnie kolebał się w jakich reagowych albo hiphopowych rytmach... Może w locie też się tak bawi... (widziałem kiedyś kogoś w Ostrowie, kto w swoim Juniorze latał na zawodach w wielkich słuchawach na uszach...).
To o czym tutaj dyskutujemy nazywa się popularnie (i naukowo też) kulturą bezpieczeństwa. Jak każde zjawisko „kulturowe”, imperatyw bezpieczeństwa musi wychodzić z potrzeb i głębokiego przekonania poszczególnych jednostek i musi być stale silnie wspierane przez daną wspólnotę. Nie da się go wykreować jedynie zakazami i nakazami, bo ktoś pozbawiony klultury bezpieczeństwa, skupi się na omijaniu tych ograniczeń, a nie na dostosowaniu swoich zachowań, swojej postawy, do określonej nimi obwiedni...
Czy w związku z tym nic nie zmieniać w zasadach rozgrywania zawodów i wszystko pozostawić „dobremu wychowaniu” i budowie „kultury bezpieczeństwa”? No pewnie nie...
Podnoszono już w tym wątku, że głównym „generatorem” niebezpiecznych sytuacji jest tłok (na starcie, na trasie itd.). Być może sposobem na rozładowanie tłoku byłoby zmniejszenie liczby zawodników dopuszczanych do startu w poszczególnych klasach (w Polsce chodziłoby w praktyce głównie o klasy Klub A i Standard) do np. 25 – 30? Skoro na zawodach rangi Mistrzostw Świata lub Mistrzostw Europy w poszczególnych klasach startuje od 30 do 40 zawodników, to może w zawodach rangi SMP, gdzie z definicji startują zawodnicy z mniejszym doświadczeniem i umiejętnościami, wystarczyłoby właśnie 25 – 30 zawodników w klasie...? Aby nie było zbyt dużego szoku pourazowego dla tych, którzy w efekcie nie mieliby możliwości startu w SMP, równolegle możnaby organizować Super KZS (że się posłużę pierwotną nazwą) w tej samej klasie. W efekcie, przy różnych punktach odlotowych dla SMP i SKZS oraz zróżnicowanych trasach, „stada” miałyby mniej możliwości do formowania się, a jednocześnie czas oczekiwania na otwarcie startu lotnego dla danej klasy (liczony od startu pierwszego zawodnika w klasie) również znacząco by się skrócił... Nie sądzę, żeby realizacja tego pomysłu w jakiś sposób utrwalała („betonowała”) grupę zawodników uprawnionych do startu w SMP. Jestem pewien, że rywalizując w tych samych warunkach na nieco odmiennych trasach część zawodników z SKZS mogłaby uzyskiwać lepsze rezultaty (prędkościowe i punktowe) od uczestników SMP, a więc wynik uzyskany do rankingu (PL LR lub IGC RL) wcale nie musiałby być gorszy od tych jakie uzyskiwaliby startujący w SMP...
No ale może jednak głupio myślę, hę