Na Wiosennych Obozach Przelotowych tradycją się stało, że nie ma pogód nie do wykorzystania. W tym roku próbowaliśmy dołożyć nowy zwyczaj - dzień latamy, dzień odpoczywamy, dzień latamy, .... i tak w kratkę. Do dziś się udawało.
Polska południowo-zachodnia zaczyna przypominać pojezierze. Woda z deszczy które obficie zraszają każdy cal ziemi nie znajduje już prostych dróg ujścia i albo występuje z koryt rzek, albo rozlewa się po polach. Jasnym jest, że w takich warunkach nawet gdy wyjrzy słońce, to termika jest bardzo mizerna i raczej naniesiona niż wypracowana. Mimo wszystko udaje się wyszperać okienka pogodowe, w których latamy krótsze lub dłuższe trasy.
Co prawda już kilkukrotnie musiałem dokonywać szamańskich obrzędów, aby dotrzymać słowa danego na porannych odprawach ("witam w dniu lotnym"), a przy tym motywować lotników do wystawiania się na grida... Jednak wiara czyni cuda
Tak było już 27.05. Sceptycy widzieli ciemne chmury, ja dopatrywałem się słońca między nimi. I miałem rację, bo mimo niepewności w oczach wielu osób udało się przyjemnie oblecieć obszarówkę Leszno-Zielona-Lubin (178/248km).
Następnego dnia spędziliśmy dzień w sali wykładowej. Doktor Piotr Rozlau bardzo ciekawie wybrane elementy tzw higieny lotniczej , a później pan Janusz Bugiel opowiedział o wydarzeniach sprzed 24 lat, gdy rosyjski samolot staranował nad lubińskim lotniskiem szybowiec.
Późnym popołudniem zrobiliśmy szkolenie z umiejętności czytania różnego rodzaju zadań na zawodach, oraz rozwikłaliśmy "zagadkę" konkurencji obszarowych. Okazało się, że czasem warto rozmawiać o sprawach niby oczywistych...
29/05 środa. Znowu prognozy marne, ale w małym okienku zdecydowałem się puścić zadanie w pięciokilometrowych obszarach w pobliżu ATZ Lubina , w której około 100km po minimach wystarczyło na jej zaliczenie, a dla ambitnych możliwe było pokonanie granicy 140km. To był dobry ruch, bo kilku pilotom udało się ukończyć zadanie.
W nocy ze środy na czwartek wykonaliśmy kilka lotów Bocianem, niestety po północy mgła pogoniła spragnionych nocnych startów lotników do łóżek.
W deszczowy czwartek (30.05) piloci zaprawiali kondycję na kręgielni.
W piątek rano przygotowałem zadania, widząc szansę na ciekawą pogodę w godzinach popołudniowych. Moje przewidywania nie znajdowały uznania w oczach bardziej doświadczonych kolegów, ale na szczęście się sprawdziły. Gdy podstawy chmury osiągnęły 900m, noszenia stały się bardzo stabilne, a wiatr którego się niektórzy obawiali, ułożył noszenia niemal dokładnie w linii wyłożonego zadania. Nastąpiło otwarcie linii startu i piloci udali się na trasę. Obszary Lubiąż-Leszno- Chojnów-Lubin poprawnie udało się zaliczyć dwóm lotnikom (jeden na jantarze, drugi na juniorku), ale ogromną radość z latania w tym dniu mieli wszyscy którzy oderwali się od lubińskiego lotniska.
Sobota to ponownie wykłady.
Marcin Mężyk, dotrzymał danego słowa i przyjechał mimo przeciwności losu, aby podzielić się swoją wiedzą o szybowcach, typach, klasach oraz różnych aspektach użytkowania prywatnego sprzętu. Pytania i dyskusja potrwałaby pewnie do wieczora, gdyby nie drugi gość który nas odwiedził. Specjalnie dla uczestników WOP wykład o aspektach lotów wysokościowych (wszak Karkonosze mamy tuż tuż) wygłosił dr Janusz Marek.
W niedzielę po raz kolejny na próbę zostało wystawione zaufanie jakim uczestnicy obozu obdarzają meteorologa i task settera. Gdy na porannej odprawie wyznaczałem trasę za oknem padało, chmury sięgały ziemi, a zdjęcia satelitarne dawały mi tylko mikrą nadzieję na zmianę wyglądu nieba. Z większości dostępnych prognoz wiało pesymizmem. Mimo wszystko podjąłem ryzyko i wyznaczyłem Marcinowi na Ventusie oraz Matthew na Discusie ambitną trasę Ostrów-Leszno-Lubin (250km), zaś pozostałym trójkąt w tym samym kierunku, ale skrócony do 150km. Mimo że o 12.00 lunęło jak z cebra, to godzinę później na niebie pojawiło się słońce a w kierunku trasy wyskoczyły piękne Cu.
O 14 zawodnicy polecieli na trasy i chociaż nikomu nie udało się zaliczyć ich w całości, to jak stwierdziło kilku pilotów, były jak najbardziej realne - gdyby tylko zapakować do kabiny nieco więcej ambicji (lub szaleństwa jak dodawali inni)
Tak czy inaczej pogoda zagrała na nosie niedowiarkom - którzy zgodnie z danym słowem na kolanach wokół Hiltona musieli odszczekiwać swój pesymizm
W poniedziałek fantastyczną prezentację z Australii pokazał Matthew Scutter.
Morning Glory, cumulusy o podstawach 6 tys metrów... to trochę inny świat niż warunki w których musi sobie radzić w Polsce.
Po południu Krzysiek Woelke poprowadził świetne zajęcia na temat kodeksu sportowego FAI.
Dziś dzień kulturalno-oświatowy. A jutro ... chęć latania będzie jeszcze większa !!