Obawiam się, że to by nie do końca tak wyglądało. Spójrz na taki przykład:
Kupiłem w zeszłym roku szybowiec. Oczywiście nie stać mnie na nową maszynę za 100tyś EUR, więc wybór padł na jantara za kilkanaście (bliżej dychy).
Maszyna ma niecałe 30 lat, trzyma się całkiem nieźle i jeszcze spokojnie kolejne 3tyś godzin wylata. Przy 100-150 godzinach rocznie to jest kolejne 20-25 lat latania. Co więcej, mam pewne umiarkowane poczucie bezpieczeństwa. Z dużym prawdopodobieństwem mogę zakładać, że jeśli w jakimś momencie życia, z jakiegokolwiek powodu, będę chciał szybowiec sprzedać, to sporą część tych pieniędzy odzyskam. Kolega ostatnio po bodaj 3 sezonach użytkowania sprzedał jantara drożej, niż go kupił. Dziś w dalszym ciągu latamy na szybowcach drewnianych, które mają po 50+ lat. Ile lat wytrzymają laminaty?
W tym samym roku kupiłem też samochód. Nowy, z fabryki. Koszt nieco większy, ale ten sam rząd wartości. Po roku auto straciło na wartości lekko licząc z 15-20k. Nowe samochody mają żywotność w okolicach 200k km. Przy 30k km rocznie auto będzie się nadawało do wymiany za 7 lat i będzie wówczas warte grosze a ja pewno wyłożę kolejną grubą kasę na nowe.
Jestem przekonany, że za 7 lat mój jantar będzie się miał równie dobrze, co teraz a utrata jego wartości będzie się miała nijak do utraty wartości samochodu. Owszem, fajnie by było latać czymś nowszym, lepszym, bezpieczniejszym. Ale różnica w "doznaniach" jest absolutnie nieproporcjonalna do różnicy w cenie. Szczególnie, jeśli ktoś lata dla siebie i pogodził się już z faktem, że mistrzem świata nie zostanie
Ja, z punktu widzenia pilota, wolę jednak opcję z długowiecznym sprzętem. Samochód służy mi również do pracy i jest używany codziennie. Szybowiec to jednak pasja. Obawiam się, że nie wydałbym takiej kasy na pasję wiedząc, że jest już na amen utopiona i całość będzie bardzo szybko tracić na wartości.