Wyliczając niewielki koszty silnika dolotowego wyraźnie i dobitnie stwierdziłem, że jest to tylko możliwe i logiczne do wykorzystania w konstrukcjach amatorskich. Formula 51% plus została zaakceptowana jak rozumiem na całym świecie dla konstrukcji amatorskich wykorzystujących części z certyfikowanych innych typów i nie ma to nic wspólnego z klasa experimental.(Proszę o dokładne przeczytanie mojego tekstu)
Jest zrozumiale ze przeróbka certyfikowanego szybowca i wykorzystaniem starej technologi jest niczym inny jak woda dla młyna dla polskiej machiny biurokratycznej (dużo wody mało maki).Ten projekt jest przykładem kończącym ta dyskusje. Wiedza to nie wszystko, a nieżyciowe błędy frustrują.I jeszcze jedno,,,,, myślę ze ktoś już osiodłał tego konia od zada tylko nie chce się do tego przyznać.
1. Formula 51% oznacza, ze trzeba uzyc 51% czesci NOWYCH, nie z innych konstrukcji.
Nie wiem, czy przez jakiś czas (a może i do teraz) interpretacja pozwalała na zbudowanie "dziecka Frankensztajna".
Czyli bierzemy skrzydła od jednego szybowca, kadłub od innego, kleimy to i mamy "Speciala".
Ale o takim przypadku słyszałem w początkach obowiązywania ordynacji EASA, więc możliwe, że dziś już takie coś nie przejdzie.
2. Formula Experimental (ktora jest de facto zablokowana przez EASA) byla kiedys mozliwa w Europie i byc moze kiedys znow bedzie.
Może będzie, może nie. Na dziś słowa kluczowe to Europa i EASA.
Jeśli uda się te słowa-klucze wyeliminować z projektu wtedy droga wolna.
Ale to też nie jest za darmo.I wymaga dość skomplikowanej logistyki czasem.
3. Sadze ze jest BARDZO WIELE osob ktore dosiada do takich projektow rozowymi okularkami a pozniej siada na zadzie. Kto sie do tego przyznaje a kto nie, tego nie wiem. Wydaje mi sie natomiast, ze lepiej poinformowac entuzjastow co ich czeka, niz czekac az cos zepsuja. Sadze ze nic innego ani Dino ani ja nie mieli na mysli.
Tak jak się czasem nie zgadzamy, tak w tym temacie ciągniemy za ten sam koniec liny.
Znam wielu hurra-optymistów, którzy nigdy nie widzą przeszkód. Zazdroszczę czasem tego.
A potem się okazuje, że "Dino wykrakał". Nie wykrakał, tylko najpierw 3 razy pomyślał. Mnie myślenie nie boli (jeszcze).
Pierwszą "przygodą" z analizą i interpretacją przepisów była moja praca dyplomowa.
O EASA jeszcze wtedy nikt nie śnił, przymierzano się w Polsce do wprowadzenia JARów.
I jak sobie je poczytałem, to w końcu mogłem podwoić objętość papierowej części owej pracy dyplomowej
o rozdział "Analiza możliwości użycia i przydatności urządzenia w szkoleniu w świetle obowiązujących przepisów".
I się okazało, że tak samo jak Jantar z FESem, tak moje urządzenie, mimo że mogło się sprawdzić,
nie zostało nigdy użyte z powodów prawnych.
Przynudziłem trochę, więc teraz się tłumaczę dlaczego: należy na dany problem spojrzeć nieco szerzej niż tylko:
"za ile kupię części i czy ze szwagrem w garażu to zamontuję".
Gregor przedstawił doskonały przykład i wypunktował problemy, z którymi trzeba się zmierzyć - nawet jeśli ktoś ma fantazję
robienia czegoś na dziko, bez udziału nadzoru. Chodzi o bezpieczeństwo przede wszystkim.
@Gregor: jeśli chcesz zobaczyć jak się siodła konie nie tylko od tyłu ale i od dołu, to koniecznie musisz odwiedzić Kłobuck.
Ale to, co tam zobaczysz... to jest po prostu inny stan świadomości
pozdr
Dino