To moje 3 grosze.
Artykuł świetny, ale też... Na zawodach latają chyba doświadczeni zawodnicy
Artykuł Karola świetny. Ale z drugą częścią trudno się zgodzić. Bartek już wyłuszczył sprawę.
Ja sam startuję na zawodach, choć "doświadczonym zawodnikiem" bym się nie nazwał.
Przecież kiedyś trzeba zacząć, doświadczenie zdobyć, prawda?
Nawet jak ktoś ma x przelotów z pierdyliardem kilometrów, ale tylko samemu, to jednak latanie
na zawodach z półsetką innych szybowców robi różnicę.
Nikt tam ze srebrną odznaką nie lata?
Teoretycznie nie.
Ale znam kilku lotników, którzy mają i złoto i diamenty a w zawodach nie uczestniczyli ni razu.
Sądzisz, że mimo odznak, osiągnięć to dobrzy zawodnicy?
Chyba niekoniecznie.
Nie ujmując im niczego - dobrzy piloci, coś osiągnęli, zdobyli warunki... Ale czy potrafią latać bezpiecznie "w stadzie"?
Kilku powiedziało mi wprost, że zawody ich nie interesują, bo to zbyt niebezpieczne dla nich.
Chodzi też jednak o to, że to jest sport, a w sporcie właśnie na zawodach, przekracza się jakieś granice?
Przyjemność przyjemnością, ale sport ma swoje własne prawa.
Poruszyłeś temat, nad którym się zastanawiałem po lekturze artykułu Karola.
Bo może właśnie tu jest pies pogrzebany - my (Polacy) traktujemy zawody jako sport, wyczyn, gdzie przekraczamy granice
(czasem może i zdrowego rozsądku), dzięki temu wygrywamy, bo reszta świata po prostu chce bezpiecznie i w całości dowieźć cały tyłek do domu.
No ale w końcu to sport.
Kubica co rusz wypada z trasy i nikt mu tego nie ma za złe - musi się po prostu nauczyć rajdowo jeździć.
Może za agresywnie jeździ? A, to przyzwyczajenie z F1...
Takie jest wytłumaczenie i nikt nie oponuje.
A potem mamy rajdowców na drogach, bo skoro Kubica umie, to ja też.
Sport sportem, ale zauważ, że większość zawodników ze (do niedawna) zgniłego zachodu, startuje na własnych szybowcach.
Na który musieli zapracować. Trwało to chwilę, więc nie są już chojrakami w juniorskim wieku.
Cenią spokój. Od pewnego wieku liczy się właśnie święty spokój.
Widzę po sobie (i co pokazują moje wyniki zawodnicze) - czasem (może zbyt często) lepiej sobie odpuścić.
Czasem zazdroszczę tym, którzy cisną do końca, ale (przynajmniej na razie) to poza moją strefą komfortu.
I potem wdupiam odejście na trasę, bo źle się czuję w akwarium, albo kończę z marnym wynikiem, bo nie zaryzykowałem
przeskoku w parterze.
Ale cel postawiony (byle do domu) osiągnąłem.
A że dupa nie zawodnik?
Jak Karol napisał - za rok nikt nie będzie pamiętał.
Dlatego "szybciej, wyżej, dalej" - niekoniecznie bezpiecznie.
Tom
Ja bym to jednak zmienił:
Szybciej, wyżej, dalej - KONIECZNIE bezpiecznie.
pozdr
Dino